Dostępność – w połowie drogi do miejskiego płotu

przez Editor

Dynamika rozwoju miast nie zwalnia tempa od lat. Powstają nowe biurowce, centra handlowe, bloki i całe osiedla. Wszystko nowoczesne dla wygody mieszkańców, pracowników i turystów. Komfort miejskiego życia kończy się jednak gdy chodzi o dostępność, gdy przychodzi nam poruszać się z wózkiem, na wózku, rowerem, z walizką na kółkach, czy też o kulach, z dzieckiem, nie wspominając o osobach starszych. Aglomeracje i mniejsze i większe, stają się torem przeszkód – często nie do pokonania. Czy tak faktycznie musi być? Czy jest wyjście z sytuacji?


Brak spójności miejskiej zabudowy, to – w ocenie Jarosława Boguckiego – eksperta Fundacji Integracja – główna bariera jeśli chodzi o dostępność przestrzeni miejskiej. Przyczyna takiego stanu jest dość prosta – każda inwestycja stanowi oddzielną wyspę. Problem w tym, że jej wewnętrzne życie nie ogranicza się jedynie do niej samej, a jest przestrzenią ogólnodostępną.  – W Polsce brakuje jeszcze wspólnego projektowania przestrzeni ponad podziałami, bo jeżeli powstaje w okolicy kilka budynków, to większość inwestorów myśli o dostępności tylko i wyłącznie swojego. Mamy też duży problem z dostępnością obiektów zabytkowych, ponieważ często zgodę na ich dostosowanie musi wydać konserwator zabytków. Sama przestrzeń wokół budynku często należy też do innego właściciela. Moim zdaniem nie chodzi też o koszty, bo jeżeli obiekt będzie w pełni dostępny, to więcej osób z niego skorzysta. Nawet jeżeli trzeba ponieść dodatkowe nakłady finansowe, to i tak one szybciej się zwrócą – podkreśla Bogucki.

Czy problem tkwi tylko w finansach?

Zdaniem Marty Trakul-Masłowskiej, Prezes Fundacji Na Miejscu – niekoniecznie. – Niedostępność nie wynika z finansów. Zwykle z braku świadomości. Zrobienie podjazdu zamiast schodów nie jest bardziej kosztowne. Koszt zamontowania barierki przy schodach też jest niewielki. Wielu barier można byłoby uniknąć, gdyby planowanie miasta było bardziej spójne. Jeśli budynek, z którego korzystają ludzie powstaje przy szerokiej ulicy, gdzie nie był planowany, to ta ulica staje się oczywistą barierą – bo jest szeroka i głośna. Dzięki świadomemu i drobiazgowemu planowaniu można uniknąć wielu niedostępności. Na przykład przejście z osiedla przy warszawskiej ulicy Wolskiej na najbliższy plac zabaw to prawie 2 kilometry – w prostej linii na mapie byłoby to 300 metrów, ale nie ma przejścia dla pieszych i trzeba zrobić sporą pętelkę. Gdyby połączenie terenów mieszkaniowych i rekreacyjnych było wcześniej dobrze zaplanowane można barier w prosty sposób uniknąć. Także planowanie miejskie i świadomość są decydujące – przekonuje Prezes Fundacji.

art01Widać światełko w tunelu

Miasta ewoluują, problem barier jest nagłaśniany, deweloperzy w zasięgu wzroku zaczynają mieć także przestrzeń wokół inwestycji. – Deweloperzy coraz mocniej zdają sobie sprawę, że ich budynki są integralną częścią tkanki miejskiej. Jesteśmy więc odpowiedzialni za jej jakość, dostępność, za otoczenie inwestycji, które rozumiemy również jako wychodzenie poza granice naszej działki. Chcemy, żeby nasze działania stały się przykładem dla całego rynku budowlanego, nie tylko deweloperów komercyjnych. Nasza współpraca z Fundacjami i władzami dzielnicy Warszawa-Wola pokazuje, że da się podejść do tematu kompleksowo. My zajmiemy się przestrzenią w sąsiedztwie naszej inwestycji, a pozostałe kwestie zostaną zaadresowane na przykład we wnioskach do budżetu partycypacyjnego. W ten sposób możemy zmieniać przestrzeń fragment po fragmencie, tworząc spójne, przemyślane i dostępne dla wszystkich całe miasta – mówi Joanna Ejsmont, koordynator ds. zrównoważonego rozwoju w Skanska Property Poland.

Miasta dostępne dla wszystkich

Jarosław Bogucki podkreśla także, że miasta powinny być przyjazne zarówno dla rowerzystów, jak i wózkowiczów, którzy powinni mieć możliwość poruszania się – po pierwsze – bez barier i – po drugie – po w miarę spójnych ciągach komunikacyjnych. – W miastach pojawiają się pełnomocnicy do spraw dostępności, którzy starają się czuwać nad spójnością tych rozwiązań. Z drugiej jednak strony wiele inwestycji uwzględnia potrzeby osób z niepełnosprawnością, czy poruszających się na wózkach, nie zauważając potrzeb osób starszych, czy rodziców z małymi dziećmi. A przecież miasta powinny być dostępne dla wszystkich – mówi przedstawiciel Fundacji Integracja, co także podkreśla Prezes Fundacji Na Miejscu. – Dostępność ma kluczowe znaczenie nie tylko dla osób z niepełnosprawnościami, to również kryterium ważne dla rodziców z dziećmi, osób starszych – czy miasta ewoluują w stronę dostępności dla wszystkich grup, czy skupiają się tylko na kilku podstawowych rozwiązaniach, takich jak np. podjazdy dla wózków? – mówi Marta Trakul-Masłowska.

Niewidzialne udogodnienia

– Jako fundacja działamy w duchu projektowania uniwersalnego – to podejście, w którym nie projektuje się oddzielnie dla różnych grup zagrożonych wykluczeniem tylko dla wszystkich – zaznacza Marta Trakul-Masłowska i dodaje, że udogodnienia powinny być jak najbardziej niewidzialne, nie stygmatyzujące osób z nich korzystających – takie, jak chociażby oddzielne wejścia, widoczne podnośniki itd. Raczej warto pójść w kierunku na przykład delikatnych przejść, chodników w spójny krajobrazowo sposób przechodzących w rampę.

disabled-sign_city without barriersKoniec monokultury

Inną aglomeracyjną bolączką są monokultury biurowe z zamierającym po godzinach pracy życiem. Tutaj rozwiązaniem będą inwestycje, które posłużą nie tylko pracownikom, ale i lokalnym społecznościom. Przykładem jest budowany kompleks biurowy Spark na warszawskiej Woli. – Cała przestrzeń wokół budynku wraz z jego strefami usługowymi musi być przyjazna i zapraszająca od rana do późnego wieczoru. Pomiędzy budynkami powstanie park linearny z amfiteatrem, restauracjami, trampolinami chodnikowymi, wodną mgiełką czy strefą do stretchingu. W jednym z budynków znajdzie się też np. ogólnodostępny pokój dla matki z dzieckiem. Wola to w ogóle bardzo dobry „kontrprzykład” dla biurowych monokultur. Mimo prawdziwego biurowego boomu w tej dzielnicy widać starania, żeby znalazło się tu raczej bijące serce Warszawy, niż zamierające po godzinach zagłębie biurowców – dodaje Joanna Ejsmont.

 

Artykuły powiązane